Recenzja filmu

Policja zastępcza (2010)
Adam McKay
Will Ferrell
Mark Wahlberg

Chwała wszystkim dobrym policjantom

Filmowe śledztwo przypomina raczej "Latający cyrk Monty Pythona" niż "Zabójczą broń". Twórcy w niemiłosierny sposób naśmiewają się z gatunku kina policyjnego, posługując się nieczęstym w
Na klasycznym filmowym posterunku pracują ponoć trzy rodzaje policjantów. Pierwszy z nich to herosi: są przystojni, mają świetne samochody, mogą zdemolować pół miasta i jeszcze dostają za to  medale od burmistrza. Drugi typ to żartownisie – plączą na się na drugim planie, ale w każdym dialogu scenarzysta pozwala im wypowiadać zabawne kwestie. Jest też trzecia grupa – tak zwana policja zastępcza. Ci stróże prawa nigdy nie zostają bohaterami filmów. Ich zadaniem jest pisać raporty, parzyć kawę i stanowić tło dla całej reszty. Jeśli reżyser bardzo chciałby obsadzić swojego szwagra bez zdolności aktorskich, powinien przydzielić mu rolę zastępczego gliniarza.

Co się jednak dzieje, gdy herosi zawodzą, a ich obowiązki przejmują koledzy reprezentujący najsłabsze ogniwo w łańcuchu pokarmowym komendy? O tym opowiada komedia Adama McKaya. Will Ferrell i Mark Wahlberg wcielają się tu w postaci detektywów, którzy częściej trzymają w dłoniach kubki z kawą niż pistolety. Niedługo ta sytuacja ma się zmienić. Pewien przebiegły finansista-malwersant próbuje bowiem upłynnić kilkadziesiąt miliardów dolarów i ktoś musi go powstrzymać.  

Filmowe śledztwo przypomina raczej "Latający Cyrk Monty Pythona" niż "Zabójczą broń". Twórcy w niemiłosierny sposób naśmiewają się z gatunku kina policyjnego, posługując się nieczęstym w Hollywoodzie purnonsensem. W tej konwencji znakomicie odnajduje się Ferrell, odgrywający z kamienną miną najbardziej absurdalne żarty, jakie widziałem w ostatnich miesiącach.  Jego bohater, Allen Gamble, na pierwszy rzut oka wydaje się nudnym urzędnikiem. Wystarczy jednak spojrzeć na gorącą żonę detektywa (Mendes w sukienkach z taakim dekoltem), by domyślić się, iż  skrywa on sporo tajemnic. Słabiej wypada Wahlberg, którego aktorstwo ogranicza się do udawania tchórzofretki mającej problemy z kontrolą gniewu. Specjalizujący się głównie w filmach akcji gwiazdor robi srogie miny i wrzeszczy tak głośno, że można go chyba usłyszeć w sali kinowej  obok.

Przez dwie trzecie seansu "Policja zastępcza" posyła w stronę widowni dowcipy szybciej niż uzi wystrzeliwuje kule w kierunku przestępców. Potem tempo siada, a ekranowy humor ustępuje miejsca kryminalnej intrydze. Z jednej strony szkoda, bo film miał szansę stać się klasykiem mundurowej parodii jak "Naga broń". Z drugiej strony komedia McKaya ma całkiem poważne i gorzkie przesłanie. W tradycyjnym obrazie sensacyjnym stróże prawa mierzą się z wykolejeńcami marzącymi o wybiciu połowy populacji. Tymczasem prawdziwymi czarnymi charakterami są współcześni bankierzy, którzy defraudują nasze oszczędności i zazwyczaj pozostają bezkarni. Dokładne informacje na ten temat twórcy "Policji" umieścili w napisach końcowych. Niestety, mało który widz wpadł na pomysł, by nie wychodzić z sali po ostatniej scenie.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones